sobota, 30 grudnia 2017

W parku

Nareszcie piątek. Po pracy poszliśmy na spacer do parku. Kiedy ja karmiłem łabędzie, Beata nagle gdzieś znikła. Szybko odnalazłem moją zgubę. Obściskiwała się pod drzewem z jakimś facetem. Jego pieszczoty musiały sprawiać jej dużą przyjemność, bo już po krótkiej chwili twardy lśniący kutas wbijał się raz po raz w mokrą cipkę mojej żony. Kilka mocnych pchnięć i… z ust Beaty wydobył się jęk rozkoszy. Kiedy wstał, kucnęła przed nim, rozsuwając zamek rozporka włożyła dłoń do środka.
- Co robisz? Zapytał zdziwiony.
- Nic, to tylko karteczka z numerem mojego telefonu.
Gdy już zostaliśmy sami, zbliżyła do drzewa przy którym siedziałem, położyła stopę na moim ramieniu i powiedziała.
- A teraz wyliż moją cipeczkę! Wyjątkowo pozwolę ci na troszeczkę przyjemności. Tylko nie licz na nic więcej…




Duch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz