Nareszcie piątek. Po pracy poszliśmy na spacer do parku. Kiedy ja
karmiłem łabędzie, Beata nagle gdzieś znikła. Szybko odnalazłem moją
zgubę. Obściskiwała się pod drzewem z jakimś facetem. Jego pieszczoty
musiały sprawiać jej dużą przyjemność, bo już po krótkiej chwili twardy
lśniący kutas wbijał się raz po raz w mokrą cipkę mojej żony. Kilka
mocnych pchnięć i… z ust Beaty wydobył się jęk rozkoszy. Kiedy wstał,
kucnęła przed nim, rozsuwając zamek rozporka włożyła dłoń do środka.
- Co robisz? Zapytał zdziwiony.
- Nic, to tylko karteczka z numerem mojego telefonu.
Gdy już zostaliśmy sami, zbliżyła do drzewa przy którym siedziałem, położyła stopę na moim ramieniu i powiedziała.
- A teraz wyliż moją cipeczkę! Wyjątkowo pozwolę ci na troszeczkę przyjemności. Tylko nie licz na nic więcej…
Duch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz